Złe Filmy vol. 1 – „I Was a Teenage Werewolf”

Zamieszczone 26 marca, 2008 - autor: Jakub Skurzynski
Kategorie: Blogroll, Filmy i seriale, Muzyka

Tags: , , , , , , , , , ,

(Jak łatwo się domyślić po pierwszej części tytułu wpisu, poniższy tekst otwiera serię recenzjo – impresji o tematyce zapomnianych przez mainstream filmów. W miarę możliwości – z odpowiednią, kojarzącą się z filmem muzyką. Zapraszam do tego i kolejnych wpisów z serii)

Zainspirowany przez Tarantinowo – Rodrigezowy projekt Grindhouse rozpocząłem jakiś czas temu poszukiwania mające doprowadzić mnie do źródeł tego, co dzisiaj nazywamy przemysłem filmowym. Wędrówka ta doprowadziła mnie do kilku arcyciekawych produkcji, czy to z dawnego mainstreamu, czy też filmów, które już za życia (czyli w czasach kin samochodowych) były domeną podziemia. Jednym z takich filmów jest bijący rekordy popularności w 1957 roku, praszczur znanego, chętnie eksploatowanego i dzisiaj rodzaju filmów grozy, który można określić mianem teen-horroru – w którym to wszelkie straszliwe wydarzenia rozgrywają się wśród starszej i młodszej młodzieży, w szkołach lub na młodzieżowych imprezach / wypadach za miasto Read the rest of this post »

IndieSieyes

Zamieszczone 20 marca, 2008 - autor: Jakub Skurzynski
Kategorie: Muzyka, Polska złota młodzież

Tags: , , , , ,

indieW ramach wstępu do dzisiejszych rozważań okołokulturowych pozwolę sobie sparafrazować jednego z pierwszych punk – rockerów nowożytności, księdza Emmanuela-Josepha Sieyes’a:

Czym jest indie? Muzyką popularną. Czym było ono dotąd? Muzyką niezależną. Czego żąda? Być wszystkim.

Tą oto przewrotną i trochę koślawą parafrazą rozpocznę swój anty-indie manifest. Read the rest of this post »

Piwnicy czar

Zamieszczone 14 marca, 2008 - autor: Jakub Skurzynski
Kategorie: Dobrodziejstwa Sieci, Filmy i seriale

Tags: , , , ,

IT Crowd

*dryn dryn*

-Czy próbowałaś wyłączyć i włączyć komputer?

-Tak, nic się nie dzieje

-Czy komputer jest podłączony?

-Och, nie, dziękuję za pomoc!

Taki dialog można usłyszeć w niemal każdym odcinku brytyjskiego serialu „The IT Crowd”. Dobrze oddaje klimat panujący w serialowym wieżowcu. Głównych bohaterów, pracowników działu IT, można określać różnymi epitetami, ale wśród nich na pewno nie znajdzie się słowo „user-friendly”. Dwójka informatyko – geeków – Roy (Chris O’Dowd) i Moss (Richard Ayoade) – oraz ich ‚relantionship manager’, Jen (Kathrine Parkinson), są typami wybitnie antypatycznymi. Wygnani do ciemnej, brudnej piwnicy wieżowca w centrum Londynu, w którym mieści się siedziba ich firmy, stanowią najniższy szczebel w korporacyjnej drabinie towarzyskiej. Read the rest of this post »

Przyszło nowe

Zamieszczone 13 marca, 2008 - autor: Jakub Skurzynski
Kategorie: Uncategorized

Tags:

W dniu dzisiejszym postanowiłem podłączyć aparaturę podtrzymującą życie pod ledwie dychającą w moim umyśle ideę prowadzenia bloga. Jako, że stara formuła nie sprawiła się na tyle dobrze, aby przyciągać zainteresowanie moje i publiki, wpadłem na chytry plan jej zmiany. Co też właśnie czynię.

Od dzisiejszego dnia skostniała forma blogu publicystycznego przeistacza się w śmiałą postać blogu będącego miejscem zapisków wszelkich, nieintymnych refleksji wydobywających się z przepastnych jaskiń mojej inteligencji oraz wrażliwości. Łamiąc patetyczny ton poprzedniego zdania = znajdą się tutaj wszelkiej maści recenzje dzieł kultury (skupiając się na tym, co za darmo oferuje sieć, ale nie tylko), komentarze społeczno – polityczne oraz wszystko inne, co mi przyjdzie na myśl. W przyszłości być może pojawi się konkretniejsza myśl przewodnia, póki co jednak jestem skazany na własne niezdecydowanie.

Zapraszam więc serdecznie do nawiązania pierwszej lub ponownej znajomości z moim dziennikiem internetowym. Mam nadzieję, że się spodoba.

Rezolutny Marian P.

Zamieszczone 13 czerwca, 2007 - autor: Jakub Skurzynski
Kategorie: Polityka, TV, Świat

Prawica RP to partia deklarująca swoje oddanie i przywiązanie do wartości narodowych oraz chrześcijańskich, a szczególnie zaś – katolickich. Dobry katolik powinien szanować Kościół, jego urzędników oraz działania. Logicznie rozumując, posłowie Prawicy RP winni duchownych stawiać jako autorytety w sprawach wiary i organizacji Kościoła, a już szczególnie w sprawach kontaktów między nim a państwem.

Nie dawniej jak kilka dni temu arcybiskup Michalik podczas kazania wprost poparł jedną z opcji politycznych Rzeczypospolitej. Opcją tą była oczywiście Prawica RP. Jako, że konkordat jasno tego zakazuje, jego zachowanie zostało ostro skrytykowane przez nuncjusza apostolskiego, Józefa Kowalczyka. I bardzo dobrze się stało – ktoś powinien przypominać polskim duchownym, po jakim ‚gruncie’ stąpają.

Wczoraj w popularnym programie telewizji TVN, w porze wysokiej oglądalności, jeden z nielicznych członków partii będącej bohaterką dzisiejszego wpisu, Marian Piłka, oświadczył, że nuncjusz apostolski, jeden z najważniejszych dostojników kościelnych w państwie, ambasador  Watykanu i jakby nie było – ważna figura dyplomatyczna, „musiał nie do końca przemyśleć to, co powiedział”.

Aż spadłem z tapczanu. Czyli teraz polscy politycy są bardziej kościelni od samego Kościoła! Jak tak dalej pójdzie, myśliciele pokroju Mariana P. będą ustalać, co jest zgodne z dogmatami, a co jest podłym, heretyckim bluźnierstwem – bo przecież skoro nuncjusz nie do końca przemyślał swoją wypowiedź, to kto wie, czy jakiś kardynał czy nawet sam papież nie okaże się kiedyś „mijać z prawdą”? A wtedy – witaj, Kościele Toruńskokatolicki!

Niepojętym dla mnie jest, jak ktoś może w ogóle pomyśleć o tym, żeby w takich słowach skomentować wystąpienie osoby, która jest oficjalnym reprezentantem innego kraju oraz wyrazicielem woli człowieka, którego ok. 97% społeczeństwa podobno uważa za źródło prawdy objawionej. Jedyne pocieszenie w fakcie, że Marian Piłka i Prawica RP najpewniej do władzy nie dojdą w żadnym dającym się objąć wyobraźnią przyszłym okresie…

Tęczowy Terroryzm

Zamieszczone 19 Maj, 2007 - autor: Jakub Skurzynski
Kategorie: Uncategorized

Dzisiaj ma odbyć się kolejna Parada Równości w stołecznym mieście Warszawa. Przemilczając temat, czy tego typu marsze są potrzebne / dopuszczalne – nie o tym dzisiaj – uwagę mojego niewyspanego jeszcze umysłu zwrócił jeden fakt.

Pomijając głupie prawo, że ubezpieczyciel (prywatne przedsiębiorstwo) ma OBOWIĄZEK ubezpieczać kogokolwiek czy cokolwiek w jakichkolwiek okolicznościach – czemu homoseksualiści tak się obruszyli faktem, że ktoś zaproponował im taką, a nie inną stawkę ubezpieczeniową? Przecież zwrócili się do prywatnego podmiotu z prośbą o wykonanie usługi – na zasadach określonych przez usługodawcę. Nie pasowały im warunki – mogli iść do innego, przecież nikt im nie broni.

Ale nie – oni musieli podać sprawę do sądu. Bo przecież wolny rynek jest taki heteryczny.

Świadomość

Zamieszczone 2 marca, 2007 - autor: Jakub Skurzynski
Kategorie: Uncategorized

Sam siebie nie poznaję, ale mam przemożną ochotę ponarzekać dzisiaj na, niespodzianka, koalicję rządzącą.

Minister Giertych wyraził swoją opinię w kwestii aborcji i spraw rodziny na forum całej Europy (dokładniej rzecz ujmując, na spotkaniu europejskich ministrów edukacji), nie zaskakując ani nawet zbytnio nie szokując. Ot, zakaz aborcji dla całej UE, zakaz homoseksualnej propagandy, ochrona rodziny. Zresztą, jak ktoś nie kojarzy / chce sobie przypomnieć – s’il vous plait. Nie to, żebym Romana Giertycha szczególnie lubił czy się z nim zgadzał, ale jego wystąpienie nie jest aż takie straszne, jak można by wywnioskować po reakcji niemieckiej dziennikarki. Ale to tak swoją drogą.

Ważniejsze jest, że minister edukacji oznajmił, iż jest to oficjalne stanowisko polskiego rządu, bo nikt nie wyraził sprzeciwu, kiedy on treść oświadczenia przesyłał do innych ministrów i premiera. Myślę sobie – „no tak, panika co niektórych lewicowych jednostek / środowisk pod tytułem „kaczofaszyzm” zaczyna jednak mieć w sobie niebezpieczne zalążki prawdy”. Sam sprzeciw wobec propagandy homoseksualizmu, aborcji, etc. nie jest niczym AŻ tak strasznym, ale może stanowić dość wyraźną zapowiedź dalszych, niepożądanych raczej działań na polu „obrony moralności”.

Ale nie! Okazuje się, że nikt do opinii Romana Giertych się nie przyznaje! Czyli co – sam sobie to wymyślił? Dziennikarze pytają dwie osoby, które powinny się raczej orientować w takich kwestiach jak „oficjalne stanowisko polskiego rządu”, czyli minister spraw zagranicznych i rzecznika premiera. Zacznę od mniej ostrego przykładu – rzecznik stwierdził, że nic mu sprawie oświadczenia ministra G. nie wiadomo – czyli oświadczenie może jest oficjalnym stanowiskiem, a może nie, nie wiadomo. Przebiła go jednak minister Fotyga, która na pytania o ww. przemówienie odpowiadała jedynie, że dzisiaj rano wróciła „skądśtam” i że nic jej o sprawie nie wiadomo.

Wesoło. Jeżeli byłoby to oficjalne oświadczenie rządu, to na moją miarę powinno o tym być trąbione w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, a odpowiednie dokumenty powinny być znane pani minister zanim Giertych w ogóle dane słowa wypowiedział. Wtedy nie byłoby sprawy, pani Fotyga potwierdziłaby słowa ministra Giertycha i wszystko byłoby jasne. A jeżeli oświadczenie nie jest stanowiskiem rządu – żadnych wieści być nie powinno. A sama minister od zagranicy powinna jasno odpowiedzieć dziennikarzom, że nic nie wiadomo jej o tym, jakoby taka a taka opinia była oficjalnym stanowiskiem rządu RP.

Krótko mówiąc – bałagan, że aż wstyd.

Ideowe wagary

Zamieszczone 26 lutego, 2007 - autor: Jakub Skurzynski
Kategorie: Polska złota młodzież

grunt_to_bunt.jpg
News, który wywołał ferment w okolicach mojej puszki mózgowej

To już nawet nie dziwi. Tylko śmieszy. Jacy to się nagle zrobiliśmy (podmiot zbiorowy, oznaczający ogół polskiej młodzieży) świadomi politycznie i skłonni do manifestowania swoich poglądów, proszę proszę. Pokażemy, jacy jesteśmy zaangażowani, pójdźmy na waga… O, pardon, damy wyraz naszemu niezadowoleniu z polityki ministra Romka. A co, niech mu w pięty pójdzie, jak klasy będą puste w dzień jego urodzin!

No, bo przecież grzechem byłoby nieskorzystanie z okazji, kiedy możemy pójść na waga… Kurczę, freudowski błąd, kiedy możemy wyrazić nasze niezadowolenie z polityki MEN przy cichej (a i to niekoniecznie) aprobacie dorosłych. Przecież oni też nie lubią Romka i gdyby tylko mogli, poszliby z nami. A co, niech mu w pięty pójdzie!

I to jest właśnie wielka zaleta ministra G., która przejdzie, mam nadzieję, do historii – dzięki niemu uczniowie mogą bez wyrzutów sumienia chadzać na waga… Ekhem, wyrażać swoje niezadowolenie i kontestację oświatowej rzeczywistości, krocząc w świetle moralnego zwycięstwa oraz walki za ideały! I jeszcze w gazecie o tym napiszą!

Spieprzaj dziadu – The Return

Zamieszczone 15 grudnia, 2006 - autor: Jakub Skurzynski
Kategorie: Dobrodziejstwa Sieci, Książki i Prasa, Polityka

Pan Prezydent w prywatnej wymianie zdań z towarzyszącym mu na konferencji prasowej ministrem-doradcą określił jedną z dziennikarek na sali „małpą w czerwonym”. Ależ niespodzianka i news!

Gdyby powiedział to publicznie, do kamery lub mikrofonu – byłoby nad czym przystanąć i pobulwersować się. A w tej sytuacji można to określić jednym słowem: „Było”. Słynne „spieprzaj dziadu” wysoko ustawiło poprzeczkę jeżeli chodzi o szorstkość języka czołowych polityków.

Oczywiście, nazwanie kobiety „małpą” jest nietaktowne. Ale uderzmy się w piersi i przyznajmy – czy zawsze, niezależnie od okoliczności dbamy o takt naszych wypowiedzi? Jeżeli ktoś posługuje się poprawnie politycznym językiem zawsze i wszędzie – to zazdroszczę samozaparcia. Ja nie potrafiłbym w rozmowie z kolegą powtrzymać się od nazwania nielubianej przeze mnie nauczycielki „małpą”. Zresztą, co tam rozmowa z kolegą – przecież znanym polskim gadającym głowom też zdarza się rzucić publicznie jakimś nieprzemyślanym określeniem, które nie do końca jest zgodne z kanonem języka mediów czy publicznej debaty.

Owszem, tutaj mamy do czynienia z prezydentem, najwyższym urzędem w 3 RP. Tym większy jest nietakt, ale ciągle – tylko nietakt, nic więcej. Nazwanie kogoś „małpą w czerwonym”, w dodatku niepublicznie (bo przypominam – Lech K. użył takiego sformułowania w szeptanej wymianie zdań ze swoim kolegą podczas konferencji), nie jest aż tak wielką zbrodnią, do jakiej to rozdmuchują ten fakt moi ulubieni forumowicze ze strony GW. I wcale mnie tym nie zadziwiają.

Nie wspominając już o tym nieszczęsnym „dutch” i „netherland”. Ojej, prezydent nie znał jednego angielskiego przymiotnika. Rzeczywiście, straszne.

Mój koszmar

Zamieszczone 7 grudnia, 2006 - autor: Jakub Skurzynski
Kategorie: Dobrodziejstwa Sieci, Polityka, TV

Każdy zapewne słyszał o rozporkowej aferze w Samoobronie. Chociaż moim zdaniem to grubymi nićmi szyta prowokacja, niezupełnie o tym chciałem dziś napisać. Czytając newsy na portalu Gazety Wyborczej oraz komentarze pod nimi uderzyła mnie jedna sprawa – nikogo nie obchodzi, że to niepotwierdzone rewelacje, słowo przeciwko słowu, etc. Opinia publiczna już wydała wyrok – „gumiaki” na pewno są winne, przecież to ledwo się od pługa oderwało, skandal, i tak dalej.

I w tym momencie nie myślą o tym, że może komuś zależało na takim rozwoju wypadków. Że może ktoś celowo znalazł exkochankę posła Łyżwińskiego, gotową poświadczyć nieprawdę za określone pieniądze. Przecież już raz, pardon my French, puściła się za 4 tys. I nie mówię tutaj o pierwszym zbliżeniu, tylko o momencie poczęcia się jej córki, kiedy to jako radna, członkini rady nadzorczej i pracownica biura poselskiego zarabiała właśnie tyle. Sama się do tego przyznała i nie potrafię tego inaczej ocenić, jeżeli nie robiła tego dla „przyjemności”. Ale nie o tym chciałem.

Chociaż moim zdaniem to właśnie celowa prowokacja przy użyciu exkochanki, to załóżmy, że jednak faktycznie działa ona niezależnie, że Lepper faktycznie zaproponował jej pracę za seks i że przez ten cały czas była szantażowana. Pomijając kwestię tego, czy pierwsze zbliżenie można nazwać to molestowaniem (przecież nie musiała wcale tej pracy przyjmować, o klientach prostytutek też nikt nie mówi, że są molestowane), to zastanawia i, szczerze mówiąc, przeraża jedna sprawa.

Otóż nikt z wypowiadających się w tej kwestii i rzucających błotem nie ma ani jednego pewnego dowodu, że opisywana przez Anetę K. sytuacja faktycznie miała miejsce. Jednak nie przeszkadza to ani mediom, ani opinii publicznej robić wokół ojców i mężów, znowu pardon my Frencz, smrodu. I to jest właśnie mój koszmar – nie chciałbym obudzić się kiedyś w kraju, w którym do oskarżenia, zniszczenia i praktycznie rzecz ujmując skazania człowieka wystarczą słowa, i tylko słowa, innej osoby. Nieważne, czy posłowie Samoobrony naprawdę są winni zarzucanych im czynów, czy nie – ważne, czy można im to udowodnić. Bo jeżeli nie można – to wara od nich.

I uprzedzając zarzuty, że ja sam oskarżam w tym felietonie panią Anetę K. – korzystam z jej własnych słów, kiedy rzucała datami i wysokością swoich zarobków w czasie poczęcia swojej najmłodszej córki. I nie, nie jestem zwolennikiem Samoobrony. I choć może zabrzmi to górnolotnie, ale jestem zwolennikiem prawdy i chcę, aby to nią kierowały się władza, media i opinia publiczna.